środa, 31 stycznia 2018

{z cyklu} BZDURKI SPOD KLAWIATURKI: chata MAGODA cz. II

Dzień dobry się z Państwem.
No troszkę minęło czasu, zanim zaprezentowałam drugą część zdjęć z Bieszczadów.
Dlaczego dzisiaj... Bo jak człowiek wrócił do tej szarej "rzeczywistości", natknął się ( głównie z powodów zawodowych) z internetami... poczytał te wszystkie opinie na każdy temat, zetknął się z taką ilością ekspertów, to zapragnął znowu zaszyć się w Lutowiskach. Och, jak my lubimy doradzać, komentować, oceniać, podważać ekspertyzy, przy okazji zrewidować, jaki styl życia jest najwłaściwszy, jak mają zachowywać się odpowiedzialni ludzie. I ta mądrość płynie z internetów, a człowiek się frapuje... Szkoda... no po prostu szkoda, że Lem w tym temacie miał jednak rację...

Dlatego siadłam sobie dzisiaj i zaczęłam wspominać te kilka dni spokoju, ciszy, wolności, ciepła i wielkiej otwartości gospodarzy.. i ten zapach, gdy się wchodziło do chaty... Będzie się on mi zawsze kojarzył z przyjacielskim ogniskiem domowym...

















A w Lutowiskach zdążył już spaść śnieg i chwilowo go "zabraknąć" ;)
A w sercu mym wciąż złota jesień ;)

Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

3 komentarze:

  1. Chata Magoda i jej gospodyni to prawdziwy majstersztyk. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bieszczady moje ukochane... dla mnie to jedyne miejsce na ziemi, gdzie znajduję spokój i ciszę... Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń